Playlist

poniedziałek, 3 marca 2014

Nowy znajomy

  Słońce przyjemnie ogrzewało moją skórę, gdy z książką wędrowałam w stronę starego, sękatego drzewa. Złociste zboża poruszały się lekko na ciepłym, lipcowym wietrze, a pobliski las wydawał z siebie cichutkie szelesty.
  Wąska żwirowa ścieżka którą szłam zamieniła się w jeszcze węższą, piaszczystą. To właśnie w tym miejscu musiałam przedrzeć się przez złote gęstwiny. Weszłam więc w rozgrzane zboża i starając się chronić trzymaną w ręku książkę, przezierałam się przez nie, aż dotarłam do maleńkiej, porośniętej trawą polanki, na której środku wyrastało ogromne, samotne drzewo. Uśmiechnęłam się, dając porwać się pięknu tego miejsca. Zresztą jak zawsze, gdy tu przychodziłam, a pierwszy raz zdarzył się już ponad dziesięć lat temu, gdy byłam małą, sześcioletnią dziewczynką.
  Podeszłam powoli do szerokiego pnia i położyłam dłoń na jego chropowatej powierzchni. Jak zawsze dotyk ten sprawił iż nie wiadomo z jakich powodów napełniłam się niesamowitym szczęściem. Wpuściłam do płuc delikatny, drzewny zapach i odetchnęłam, przesuwając ręką po korze i obchodząc ją dookoła w poszukiwaniu jak najwygodniejszego miejsca. Po krótkiej chwili zdecydowałam się na ledwie zauważalne wgłębienie i usadowiłam się w nim, wyciągając zgięte nogi przed siebie i kładąc na nie oprawioną w róż książkę. Duchowo przygotowana, zaczęłam lekturę.
*
Westchnęłam głęboko i zatrzasnęłam książkę. Była cudowna. Naprawdę cudowna. Odchyliłam głowę, opierając ją o pień i wpatrywałam się w znajdujące się w górze konary. Nagle gdzieś wysoko w górze coś się poruszyło. Z początku myślałam, że to ptak, lecz wydawane odgłosy były zbyt ciężkie, jak na tak małe stworzenie.
- Widać lektura się podobała. - Odezwał się z góry cichy, męski głos.
  Wstałam z ziemi i z bijącym sercem przyjrzałam się zbitej warstwie liści i gałęzi. Nic nie dostrzegłam, aż do czasu, gdy mój rozmówca wyskoczył zza okrytego liśćmi konaru wprost na ten, znajdujący się nade mną, a następnie na ziemię, tuż przed moją twarzą.
  Odsunęłam się spłoszona, gotowa do ucieczki, lecz chłopak uniósł dłonie w geście niewinności i spojrzał na mnie z przechyloną głową.
- Nie chce ci nic zrobić. Spokojnie. - Jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, a ręce wciąż pozostawały skierowane w stronę nieba. - Po prostu siedziałem sobie tam w górze, gdy przyszłaś i zaczęłaś czytać. - Wzruszył ramionami. - Nie chciałem cię wystraszyć, więc zeskoczyłem dopiero teraz, gdy już się zbierasz. W sumie miałem zejść, gdy już sobie pójdziesz, ale nie mogłem usiedzieć.
  Cichutki, przyjemny dla ucha śmiech dotarł do moich uszu i sprawił, że ja także się uśmiechnęłam.
- Czyli nie muszę się bać, że mnie zabijesz?
- W życiu. - Chłopak uśmiechnął się zaczepnie, opuścił ramiona i podał mi swoją dłoń. - Daniel jestem.
- Sara. Wiesz, że mogłeś zejść wcześniej prawda?
  Uścisnęliśmy dłonie, a Daniel znów wybuchnął niesamowicie pięknym śmiechem.
- No niby mogłem, ale jak już mówiłem nie chciałem cię straszyć, a poza tym wpatrywanie się w tak śliczną istotę, wcale nie jest nudne. - Puścił do mnie oczko.
  Chłopak odsunął się trochę, aby podnieść moją książkę, którą nawet nie wiem kiedy upuściłam. W momencie gdy odzyskałam swoją własność, cały strach mnie opuścił. Wiedziałam, że chłopak który przedstawił mi się jako Daniel mógł kłamać, lub w jakiś sposób okaleczyć, lecz miałam pewność, że nic takiego się nie stanie. Szczególnie teraz, gdy wreszcie skupiłam się na jego wyglądzie, a nie tym, że może mi wyrządzić jakąś krzywdę. I wiedziałam już, że nie tylko jego głos jest zniewalający. On cały taki był. Nieziemsko piękny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz