Playlist

niedziela, 27 lipca 2014

Narkoman

  Było zimno. Młody mężczyzna, niepamiętający własnego imienia powłóczył nogami, aby dotrzeć do pewnego miejsca, które zapewne już tylko on odwiedzał. Pogoda nie dopisywała, więc miał prawie stuprocentową pewność, iż będzie sam. Chłopak trzymał za uchwyty przeróżne, ciążące mu torby i siatki, które obijały mu się o nogi, lub sunęły za nim po chodniku. Pierwszy raz od bardzo dawna poniósł go wir wspomnień.
  Gdy dotarł do starego przystanku autobusowego zarośniętego przez krzaki i osłoniętego potężnym drzewem, odetchnął z ulgą. Rzucił na ziemię cały swój bagaż, wyciągając z niego tylko kilka przyrządów, po czym osunął się po ścianie. Już po chwili jego ręka była obwiązana u góry skórzanym paskiem, a w żyle tkwiła igła. Mężczyzna przymknął powieki i odsunął od siebie wszystkie przedmioty.
  Nie obwiniał nikogo o swój los. Nawet osób, które wprowadziły go w ten niebezpieczny świat. W końcu to on sam się na to wszystko zgodził. Brnął w to dalej. Brał coraz więcej i więcej. Odsunął się od rodziny, od społeczeństwa. Żył w swoim własnym, toksycznym świecie. Przestał panować nad tym co robi, narkotyki całkowicie nim zawładnęły. Od długiego czasu chodził głodny, brudny, śmierdzący, bezdomny i bezrobotny. Żebrał o pieniądze na towar. Nie myślał o niczym innym oprócz tej maleńkiej igły, którą co chwila wbijał we własne ciało. Ciało, które podarowali mu jego rodzice. Tym razem jednak wspominał. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatnio to robił.
  W jednej chwili poczuł złość na samego siebie. Przez to, że doprowadził się do takiego stanu, zniszczył marzenia wszystkich, którzy wiązali z nim jakiekolwiek nadzieje. Sprawił smutek wielu ludziom. Stał się śmieciem, wyrzutkiem i to na własne życzenie.
  Poczuł, że ciążą mu powieki, a z ciałem dzieje się coś niedobrego. Już po chwili zorientował się co się dzieje. Z trudem myślał, nie potrafił się poruszyć. Niecelowo przedawkował. Wiedział, że kiedyś może się to stać. Był ćpunem, a im się takie coś przydarza.
  Z trudem się obrócił. Był przestraszony i smutny. Przez swoje ostatnie chwile czuł żal do wszystkich ludzi których zawiódł. Modlił się, by oni i Bóg mu wybaczyli. Gdy umierał, po jego policzkach płynęły łzy.

środa, 9 lipca 2014

Burza

  Znad horyzontu nadciągały burzowe chmury. Do uszu ludzi docierały upiorne dźwięki grzmotów, w oddali błyskały pioruny. Chmury płynęły po niebie z zawrotną prędkością. Już za chwilę potworna burza miała dosięgnąć mieszkańców miasta.
  Klara stała wraz ze znajomymi, na małej polance w lesie. Przez korony drzew oglądali zmianę pogody. Pod dziewczyną ugięły się kolana. Bała się burzy, a do domu miała sporu kawał drogi. Strach dodatkowo potęgowała myśl, iż całą noc będzie musiała samotnie spędzić w domu, wsłuchana w potworne odgłosy przyrody. Wiedziała, że nie zaśnie szybko, gdy w pustym domu, od ścian będą odbijać się błyski piorunów.
- Dobra, zbieramy się. Zaraz rozpęta się tu prawdziwe piekło.- Mruknął Marek.
  Jakby obudzeni z transu, wszyscy nagle zaczęli zbierać swoje rzeczy. Gdy wszyscy byli już gotowi, rozpoczęli długą podróż powrotną. Już kilka minut po wyjściu z polanki, pojawił się porywisty wiatr, a z nieba lunął deszcz.
  Chłopak Kingi, widząc jej pobladłą twarz, odszedł od kolegów i złapał dziewczynę za rękę. Uspokajająco wodził kciukiem po jej dłoni.
  Gdy nadeszła pora rozstania, złączyli się w czułym pocałunku. Adrian poczuł, że Kinga jest zesztywniała, drży, a jej oczy są pełne lęku. Chłopak błyskawicznie podjął decyzję. Zamiast iść na imprezę do kolegi, pożegnał się ze wszystkimi i z powrotem chwycił Kingę za rękę. Uśmiechnął się do niej radośnie.
- Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym dziś u ciebie zanocował?
  Dziewczynie zaiskrzyły oczy.
- Nie musisz tego robić. Przecież byłeś umówiony z...
  Adrian nie dał jej dokończyć.
- Wolę spędzić ten czas z tobą. Będą jeszcze inne okazje do imprezowania.
  Zmoknięta para przytuliła się do siebie z prawdziwym uczuciem, po czym trzymając się za ręce, pobiegła w stronę domu Kingi.
  Gdy dotarli na miejsce, pociemniałe od burzowych chmur niebo, stało się jeszcze ciemniejsze. Nadchodził wieczór.
  Zakochani wysuszyli się i ułożyli wygodnie pod kocem, złączeni w uścisku.
- Wiesz, że będę przy tobie zawsze, gdy będziesz mnie potrzebowała, prawda?
- Wiem.
  Młodzi zatracili się w pocałunku. Kinga nie obawiała się już tak bardzo pustego domu, gdyż nie była sama. Nawet burza nie siała w niej takiego strachu. Teraz istotny był dla niej tylko Adrian. Już nie pierwszy raz pokazał, że jest prawdziwym darem od losu.