Playlist

sobota, 10 maja 2014

Samobójstwo

  Siedziałam przed biurkiem ściskając głowę dłońmi. W ustach miałam gorzkie tabletki, połknęłam je bez popijania. Dziecko za mną darło się niemiłosiernie, myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Zamiast jednak cokolwiek zrobić, siedziałam tak nieruchomo, zatykając uszy. Nie chciałam widzieć tej twarzy. Twarzy mojego syna.
  Nagle do mojego serca wdarła się niepohamowana złość. Nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, co robię. Wiedziałam tylko, że mam wszystkiego dość. Zerwałam się z miejsca, zrzuciłam wszystko z biurka jednym zgarnięciem ręki. Powstał niesamowity huk. Spodobało mi się to. Nie słyszałam przynajmniej tego okropnego krzyku małego chłopca, leżącego w kojcu. Zaczęłam demolować pokój, a gdy już skończyłam, chwyciłam kurtkę i wybiegłam z mieszkania. Nie zamknęłam drzwi. Gdyby ktoś się włamał, co i tak było bardzo mało prawdopodobne, to może wziąłby to dziecko i miałabym jedno zmartwienie mniej.
  Biegłam przed siebie ze łzami w oczach, a gdy zabrakło mi sił przystanęłam na poboczu betonowego mostu. Nie jechało żadne auto, więc nie miałam się czym przejmować. W ciemności zauważalne było tylko mgliste światło latarni, daleko, daleko stąd. Wpatrzyłam się w wodę pode mną, choć nie miałam prawa dostrzec jej w mroku. Mimo wszystko wyobrażałam sobie spokojnie płynącą wodę, słyszałam jej cichy szum. Nagle spodobała mi się wizja mojego ciała wśród fal. Spokojnie unoszonego wraz z nurtem. Nie myśląc wiele, wciąż przepełniona złością, wdrapałam się na murek i wystawiłam twarz do wiatru. Jeśli spadnę, to spadnę, jeśli się rozmyślę, po prostu zejdę z murku. W końcu, po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, podjęłam decyzję. Zaczęłam powoli przechylać się w ciemności.
  Już miałam stracić równowagę, już miałam runąć w dół, gdy nagle czyjeś silne ramiona złapały mnie w pasie i pociągnęły w tył, rzucając moim wychudzonym ciałem o ziemię. Czyiś krzyk dotarł do moich uszu. Zaczęłam wić się i kopać. Wizja spokojnej wody przewijała się jak film w mojej głowie. Tak bardzo chciałam wreszcie poczuć spokój. Jak mogłam nie usłyszeć zbliżającego się do mnie człowieka? Aż tak bardzo się zamyśliłam? Zaczęłam gryźć. Nie otwierałam oczu, nie odzywałam się. Po prostu rzucałam się we wszystkie strony, chciał zepchnąć ze mnie nieznajomego, chciałam skoczyć.
  W końcu opuściły mnie siły i zdruzgotana, drżąca ze zmęczenia, rozwarłam powieki. Przede mną, w ciemności potrafiłam dostrzec tylko niesamowicie jasne oczy, pełne współczucia i smutku.
  Nie wiedziałam jeszcze, że te oczy kiedyś będą patrzeć na mnie z miłością. Będą oparciem dla mojego synka, którego pokocham całym sercem. Będą oparciem także dla mnie, czymś co uwolni ze mnie całą dotychczas nieokazywaną miłość. Jeszcze nie wiedziałam, że będę tym oczom dziękować każdego dnia, za to, że mnie uratowały. Że będą ze mną aż do końca.