Playlist

piątek, 28 lutego 2014

Zły sen

  Siedziałam na krótkim, drewnianym pomoście i rzucałam łabędziom drobne kawałki wafli. Ptaki miały piękne, lśniące skrzydła. Zastanawiałam się jakim cudem unoszą się na wodzie, a nie toną.
  Nagle gdzieś z góry przyleciał nowy ptak. Miał czarne upierzenie, był przepiękny. Nie miałam pojęcia, co to za gatunek. Wyglądał podobnie jak zwierzęta, które pluskały się obok niego, dumne i piękne. Był jednak inny... Nie tylko dlatego, że jego upierzenie było czarne i górował wielkością nad otaczającymi go ptakami. Wydawał się... arogancki. Wyglądał, jakby się uśmiechał, lecz ta radość nie była do nikogo skierowana. Spoglądał w górę. Jego długa szyja wyginała się pod nienaturalnym kątem. Dziwiłam się, dlaczego inne łabędzie nie zwracają na niego uwagi. Jako mała, ciekawska dziewczynka, z dwoma kucykami po boku, byłam niemożliwie zainteresowana nowym stworzeniem, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Wychyliłam się lekko, między dwoma szczeblami pomostu i wyciągnęłam małe, szczupłe rączki w kierunku zwierzęcia. Był taki cudowny... Zapragnęłam go złapać i zabrać ze sobą do domu. Wszystko inne przestało dla mnie istnieć. Chciałam, aby czarny przybysz spojrzał na mnie. Karmiłabym go i czesała jego lśniące pióra.
  Wychylałam się coraz bardziej i bardziej.
 - Hej!- Jakiś chłopczyk krzyknął w moją stronę. - Co robisz?
  Spojrzałam na niego z uśmiechem, wciąż wyciągnięta w stronę wody. Chłopiec siedział obok pomostu i bawił się kolorowymi kamykami, które znalazł przy brzegu jeziora. Wskazałam palcem czarnego łabędzia i posłałam nieznajomemu dziecku, rozmarzone spojrzenie. Zrozumiał natychmiast i z podziwem spojrzał na zwierze.
- To mój. Nie musisz wchodzić do wody, mogę go zawołać.- Uśmiechnął się od ucha do ucha.
  Przerwał swoją zabawę i podszedł do wody. Przykucnął, zagwizdał dwukrotnie w palce.
  Ptak opuścił łeb i z takim samym uśmiechem jak wcześniej, spojrzał na chłopca. Potem zaczął powoli sunąć w naszym kierunku. Byłam tak zachwycona i tak żądna widoku czarnych piór, że całkiem zapomniałam o utrzymywaniu równowagi.
  Poczułam jak moje nóżki odrywają się od pomostu. Chciałam chwycić się szczebli, lecz moje dotychczas wyciągnięte przed siebie ręce, nie były wystarczająco szybkie. Poczułam, jak z cichym pluskiem wpadam do wody. Nie potrafiłam pływać. Od razu znalazłam się pod powierzchnią. Kurteczka, którą miałam na sobie stała się ciężka, nie potrafiłam się poruszać. Zdrętwiałam z zimna. Zaczęłam kaszleć, niemiłosiernie piekło mnie w płucach. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Z mojej buzi wypływały bąbelki, woda wtargnęła do mojego wnętrza. Gdybym mogła, zaczęłabym płakać. Próbowałam zawołać mamę. Tak bardzo mnie bolało. Wokół panowała ciemność. Po chwili przestałam cokolwiek czuć.
  Zerwałam się z krzykiem. Oddech miałam ciężki, zupełnie jakby moje płuca wypełnione były wodą, lecz wiedziałam, że wcale tak nie jest. Cała i zdrowa leżałam we własnym łóżku. Mój młodszy brat, który w koszmarze grał rolę chłopca stojącego obok pomostu, spojrzał na mnie w ciemności. Musiał wgramolić się pod moją kołdrę, gdy zasnęłam. Zawsze to robił, gdy śniło mu się coś złego. Pechowa noc. Chłopczyk pogłaskał mnie po włosach.
-To tylko sen. - Wyszeptał cichutko.
  Zamiast- jak zwykle- wygonić go do swojego łóżka, pocałowałam go w czoło.
-Wiem. Dobranoc.
Zasnęłam, tuląc go w ramionach.

Konsekwencje

  Łódka przepłynęła przez środek jeziora, od którego obijały się złociste promienie słońca. Trawa była nadzwyczaj zielona, a niebo wręcz nienaturalnie niebieskie. Tego dnia wszystko wydawało mi się piękniejsze. Każda rzecz lśniła, kolory stały się bardziej wyraziste. Czułam jak iskierka zdenerwowania rozpala się w mojej piersi, lecz nie zgasiła ona szczęścia, które we mnie płonęło.
  Jeszcze raz powtórzyłam w myślach listę, której uczyłam się na pamięć przez ostatnie tygodnie. Wszystko, czego dowiedziałam się o Kamilu było wyryte w mojej pamięci. Jego ulubione utwory, zawodnicy drużyny piłkarskiej, której kibicował. Aby mu zaimponować podszkoliłam się nawet w piłce siatkowej oraz ubrałam się w obcisłą spódniczkę oraz zakolanówki, choć nie czułam się w nich komfortowo. Na nogach miałam niskie koturny, pożyczone od mamy, a na ustach beżową szminkę. Nie byłam przyzwyczajona do tak mocnego makijażu, więc co chwila upominałam się za dotykanie twarzy, lub zagryzanie ust.
  Zauważyłam go pierwsza. Wyszłam z cienia parasolki, pod którą stałam i pomachałam mu na przywitanie. Miałam poważną twarz, lecz w środku skakałam ze szczęścia. Spostrzegł mnie i zaczął iść powoli w moją stronę.
  Był ubrany w czarną koszulkę i dżinsy, a na nogach miał swoją nieodłączną część garderoby- sprane, czarne trampki. Włosy zaczesał lekko do tyłu i co jakiś czas sprawdzał w jakim są stanie.
- Hej. - Mruknął i zlustrował mnie od stóp do głów. - Ładnie wyglądasz. - Uśmiechnął się.
  Prawie ugięły się pode mną kolana. Poczułam, że zagryzam usta. "PRZESTAŃ!", rozkazałam sobie, uśmiechnęłam się delikatnie i wybąkałam słowa przywitania, starając się ukryć drżenie rąk.
  Chłopak położył dłoń na mojej talii. Ruszyliśmy przed siebie. Opowiadaliśmy o naszych rodzinach, oczekiwaniach względem związku, dowcipkowaliśmy i obgadywaliśmy mijanych ludzi. Język jakby mi się rozwiązał i szybko zapominając o zdenerwowaniu, zaczęłam obrzucać go pytaniami oraz historiami swojego życia. Wydawał się zadowolony, to tym bardziej przekonało mnie do porzucenia skorupy, w jaką się odziałam, gdy na niego czekałam. Parę razy potknęłam się o własne nogi, gdyż nie do końca potrafiłam poruszać się w koturnach, lecz on tylko uśmiechał się życzliwie i podtrzymywał mnie, bym nie upadła. Czasami palnęłam jakieś głupstwo, lub pomieszałam informacje o rzeczach, które go interesowały, lecz szybko zapominałam o swoich niepowodzeniach. Czułam się przy nim jak księżniczka i byłam pewna, że nie przeszkadzają mu moje pomyłki.
  W końcu nasze spotkanie przeszło na wyższy stopień. W pewnym momencie, gdy siedzieliśmy na ławce, zapadła między nami cisza. Kamil przysunął się do mnie, wskoczyłam mu na kolana. Otulił mnie ramionami. Zaczęliśmy przybliżać do siebie nasze twarze. Nigdy się nie całowałam. Postanowiłam zdać się na własne odruchy. Nasze usta zetknęły się. Poczułam jego delikatne wargi, poruszające się w równym rytmie. Odwzajemniłam tę pieszczotę. Wydawało mi się, że wszystko idzie dobrymi torami. Po chwili chłopak odsunął się.
- Musisz jeszcze trochę poćwiczyć. - Mruknął i wstał.
  Zdezorientowana, spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi.
- No, co?- Zapytał.- Po prostu mówię, że nie potrafisz całować. Musisz poćwiczyć. To był twój pierwszy raz?
  Potaknęłam. Kamil wydawał się rozbawiony, wzruszył ramionami. Oparł się o budynek stojący obok naszej ławki i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Miałam ochotę powiedzieć mu, aby ją schował, lecz nie chciałam jeszcze bardziej  pogarszać sytuacji. Odwróciłam wzrok.
- Chcesz?- Podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę paczuszkę.
- Nie palę.- Mruknęłam
  Chłopak znów wzruszył ramionami. Zaśmiał się pod nosem.
- No, co?- Zapytałam.
- Nic. Szczerze?- Zaciągnął się.- Myślałem, że jesteś inna.
- Czyli jaka?
- No... Podsumowując... Wyglądasz jak kobieta z okładki gazety o modzie. Zadziorna, ostra, niebezpieczna. Potem śmiejesz się z wszystkiego co mijamy, potykasz się o byle kamień, plącze ci się język, cały czas się czerwienisz, nie potrafisz się całować... nie mówię, o paleniu. -Znów się zaciąga. - Ale na palacza nie wyglądasz. Zbyt strachliwa. Widać to w twoich oczach. Bałabyś się wrócić do domu chwilę później, niż kazała ci matka. - Wzrusza ramionami.
  Zapadam się w sobie, cały świat przewraca mi się do góry nogami. Nagły atak jego szczerych słów, sprawia, że łzy napływają mi do oczu.
- Naprawdę tak mnie widzisz?- Jąkam się.
- Podobno najlepiej jest być szczerym.
  Do tej chwili całe nasze spotkanie wydawało mi się idealne. Okazało się, że tylko ja tak sądziłam. Serce mi się ścisnęło.
  Podeszłam do chłopaka i wyjęłam mu z ręki papierosa. Chciałam za wszelką cenę zyskać w jego oczach. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Naprawdę, chcesz?
- Już kiedyś próbowałam. -Skłamałam.
Zaciągnęłam się papierosem.
  Przez najbliższe dwa miesiące spotykałam się z Kamilem. Zaczęłam palić. Chłopak zabierał mnie na huczne imprezy organizowane przez swoich kolegów, gdzie nadużywałam alkoholu i różnych używek, które tam mieli. Nie czułam się swobodnie w swoim nowym "ja", ale byłam szczęśliwa, że podobam się mojemu partnerowi.
  Wszystko było dobrze do czasu, gdy dowiedziałam się, że nie jestem jego jedyną miłością. Zrobiłam mu awanturę, lecz on pozostał niewzruszony. Nazwał mnie nudziarą i odszedł. Tak po prostu.
  Dzisiaj, dwadzieścia lat po tych wydarzeniach, wiem już, jak fatalny błąd popełniłam. Mój teraźniejszy chłopak cały czas cierpi z mojego powodu. Łączy nas prawdziwa miłość. Jednak moje uzależnienie od tytoniu, alkoholu, a także narkotyków, bardzo utrudnia nam wspólne życie. Wiem, że nie da rady wytrzymać ze mną przez dłuższy czas. Sama zrobię wszystko, aby uwolnił się ode mnie i ułożył sobie życie z kimś, kto okaże mu więcej dobra. Nie potrafię patrzeć na ból, cały czas jest obecny w jego oczach. Przeze mnie. W głębi duszy chciałabym, aby pozostał ze mną aż do śmierci, lecz wiem, że nie powinnam do tego dopuścić. To jeszcze bardziej by go zraniło, a nie pozostało mi dużo czasu.